W psychologii jako nauce nie ma jednoznacznej definicji samotności. Samotność może być stanem destrukcyjnym dla psychiki, może wywoływać depresję, poczucie wykluczenia, odsunięcia, ale może też być twórcza (np. u artystów), może być odpoczynkiem i wytchnieniem (np. samotna wyprawa na łono przyrody). Niemniej jednak samotność przez większość z nas bywa postrzegana negatywnie - nie lubimy tego uczucia i często robimy wszystko, aby samotności uniknąć. Bywa i tak, że godzimy się na coś, na co tak naprawdę nie mamy ochoty, ponieważ boimy się, że odmowa spowoduje, że druga osoba na której nam zależy - partner, przyjaciel, małżonek – odsunie się od nas.
Ludzie zazwyczaj po to się pobierają, aby samotności uniknąć, tymczasem po latach często wychodzi na jaw bolesna prawda, że małżeństwo przed samotnością nie chroni, a wręcz przeciwnie – często staje się jej przyczyną. Kiedy zaczynają się niedomówienia, zanika szczerość, bliskość, przestajemy sobie okazywać uczucia, czułość, jest to znak, że w naszym związku jest źle. Kiedy na związku bardziej zależy jednej ze stron, a druga w ogóle się nie stara, dla bardziej zaangażowanego partnera jest to dotkliwy cios. Skoro mężowi/żonie nie zależy, to znaczy, że nie jestem dość atrakcyjny/a, wartościowy/a dla niej/niego. Jeszcze inna sytuacja pojawia się wtedy, kiedy rozwój osobisty małżonków przebiega w całkowicie odmiennych kierunkach, lub kiedy rozwija się tylko jedna ze stron. Wywołuje to niezrozumienie, frustrację, zniechęcenie, odtrącenie, a w konsekwencji prowadzi do samotności. Wiele z opisanych tu sytuacji wymaga interwencji psychologa czy mediatora, ponieważ pary małżeńskie z wieloletnim stażem, mają wypracowany przez lata, negatywny wzorzec komunikacji, którego nie potrafią samoistnie zmienić i stale powielają te same błędy.
Przyczyn samotności w małżeństwie jest bardzo wiele- różnice poglądów, odmienne systemy wartości, niewierność, emigracja zarobkowa, a nawet praca czy podejście do samego małżeństwa (np. hołdowanie przestarzałemu modelowi rodziny, w którym kobieta ma pełnić rolę służebną). Wielokrotnie, pomimo frustracji, małżonkowie tkwią w tak niedogodnych dla nich strukturach, ponieważ boją się, że w razie ich protestów nastąpią jeszcze bardziej negatywne konsekwencje (np. w postaci rozwodu), a wtedy ich samotność jeszcze bardziej się pogłębi.
Nikogo nie zachęcam do rozwodu, ale do rozmowy, otwarcia się na zmianę. Nie warto robić tego, przed czym czujemy wewnętrzny sprzeciw. Zmuszając się, zadajemy gwałt samym sobie, a w konsekwencji jeszcze bardziej negatywnie nastawiamy się do partnera. Trzeba mówić o tym co nas boli – mówić aż do znudzenia. Trzeba szukać pomocy – u życzliwych osób którym ufamy, u specjalistów, czy choćby nawet na forach internetowych, gdzie wypowiadają się ludzie o podobnych problemach. Możemy tam spotkać osoby, które znalazły genialne rozwiązanie dla swoich problemów i nam także uda się je zastosować. Jeżeli to nie pomoże – porozmawiajmy z psychologiem. Nawet jeżeli partner nie zgodzi się na taką wizytę, bo uzna że problem nie istnieje, to przynajmniej my będziemy wiedzieć, jak pomóc sobie. Najważniejsze to nie poddawać się i dopóki można – ratować związek. Jeżeli jednak wszystkie nasze wysiłki nie przyniosą rezultatu, to może lepiej przerwać taki destrukcyjny układ niż skazać się na śmierć za życia.